wtorek, 30 kwietnia 2013

Część piąta: Zemsta, słodka zemsta panie Styles.

     Dałam mojej mamie obietnicę, że jeśli nie wyjdzie mi światowe życie w stolicy, wracam na Śląsk i zaczynam studia. Owszem na studia się wybrałam, lecz nie w moim kraju. Nie ma to, jak sprzedać wszystko co się dotychczas posiadało i z jedną walizką wyjechać do obcego kraju, obcego miasta i do obcych ludzi. To była najbardziej szalona decyzja w moim życiu. A o mało bym nie zdążyła na samolot. Wszystko to przez kolejny wypadek na skrzyżowaniu Puławskiej i Lotników. Nie wiem dlaczego jechaliśmy akurat tą trasą, ale nie wnikałam. To taksówkarz prowadził, nie ja. 
     Tak właściwie to studia przełożyły się trochę w czasie. Najpierw trzeba było na nie zarobić. To akurat miałam załatwione. Po coś tam przyjechała, prawda?
     Jesień w Londynie prawie niczym nie różni się z tą Polską, może dla mnie jest trochę bardziej magiczna. Miasto ma w sobie tyle magii to i jesień w nim musi być magiczna. Kiedyś Złota Polska Jesień była dla mnie Złotą Polską Jesienią, ale po pewnym czasie straciła swoje złoto na rzecz szarości. I co nam wyszło? Szara Polska Jesień. Może wkrótce Londyńska jesień nie będzie magiczna, ale póki co jest i zamierzam się tym cieszyć. 
     Nie długo cieszyłam się tą jesienią, bo razem z chłopakami kontynuowałam trasę po Europie. Wcześniej zaliczyliśmy już Francję i prawie całe Włochy. Teraz mieliśmy pojawić się w Niemczech, Austrii, Czechach i Polsce. Ta ostatnia pozycja nie napawała mnie optymizmem z oczywistych powodów, ale nie miałam innego wyjścia. Musiałam lecieć tam, gdzie ich manager mi kazał. Praca nie należała do najprzyjemniejszych. Nie z powodu tony papierów Paula, ciągłych telefonów i kubków, które musiałam mu przynosić. Każdy dzień był nie kończącym się pasmem porażek i nie powodzeń przez chłopaków! Robili mi na złość? Chcieli, abym odeszła, albo Paul mnie zwolnił? Dlaczego Harry namawiał mnie na tą pracę, a teraz najbardziej ze wszystkich mi dogryza? Pół roku temu byli całkiem inni. Dlaczego zachowują się inaczej? To dlatego, że jestem zwykłą asystentką, a wcześniej ode mnie zależało, jak zostaną opisani w artykule? Popełniłam błąd zgadzając się? Chyba...
     Wysiadłam z tour busu zaparkowanego na jakimś ogrodzonym parkingu i zaczęłam rozglądać się za Paulem. Ten mężczyzna był, jak jaszczurka. Raz był tu, raz tu. Dwoił się i troił, aby tylko być do dyspozycji każdego. Niestety, pojęcie każdy nie dotyczyło mnie, więc zawsze, gdy go potrzebowałam on znikał. Jak na ironię, nieprawdaż?
- Higgins gdzie jesteś?! - krzyknęłam, rozglądając się dookoła. 
     Jedynymi osobami na zewnątrz byli chłopcy. Stali wokół swoich dziwnych rowerków i przekomarzali.
- Panienki nie widzieliście Paula? - spytałam, podchodząc do nich. Wymienili spojrzenia.
- Może. - wzruszył ramionami Louis.
- A może mi powiesz? - odgryzłam się. Parsknął śmiechem.
- Musisz zasłużyć na taką informację. - poruszył brwiami i dziwnie machnął ręką.
- Powiedź mi od razu jak. - zażądałam z lekka poirytowana. Na jego twarzy pojawił się złowieszczy uśmieszek.
     Jeździłam na rowerze trochę bardziej wyczynowo, niż reszta moich słodkich koleżanek. Często razem z kolegą jeździłam po lasach i łąkach. Pokazywał mi różne triki, a ja starał się je powtarzać. Za zwyczaj mi się udawało. Za zwyczaj... Raz wpadłam do wody i musiał mnie ratować. Nie umiem pływać, straciłam przytomność. Na moje szczęście, dzień wcześniej mieliśmy kurs pierwszej pomocy. Chłopak musiał coś z niego zapamiętać, bo metoda usta-usta wyszła mu całkiem dobrze. Co ja mówię?! Wyszła mu świetnie, gdyż wciąż żyję! Tym właśnie sposobem zaliczyłam swój pierwszy pocałunek.Czemu o tym mówię? Bo kazali mi wejść po schodach, ale nie schodzić z roweru.
- Mała, skąd ty umiesz takie rzeczy? - zapytał zszokowany Liam, gdy zadowolona z siebie stałam na szczycie schodów.
- Tego David cię nie nauczył na sto procent! - dodał Niall kładąc wyraźny nacisk na pierwsze słowo. Harry spochmurniał. Wciąż chyba drażniły go rozmowy o Davidzie.
- Mam też innych kolegów. - odparłam. - Więc gdzie jest Paul?
     Bałam się, że zapomniałam, jak to się robi i nie uda się tam wskoczyć. Ale na całe szczęście pozwolili mi wybrać sobie rower, a ja wiedząc już co mnie czeka zabrałam się za BMX'a. Skakanie na tylnym kole jednak się przydało.
- Ani mi się wasz. - ostrzegłam Harry'ego, gdy tylko przekroczyłam próg basenu.
- Nawet o tym nie pomyślałem. - odpowiedział oburzony.
- Tu masz rozpiskę kolejnego tygodnia. - poinformowałam go, machając do niego kilkoma kartkami, po czym odłożyłam ją na pobliski stoliczek, gdzie leżały jego ubrania.
- Ile dni wolnych?
- Zero. - rzuciłam szybko. - Tu kolejność piosenek na dzisiejszy koncert, a tu list.
- Jaki list? - usłyszałam, jak woda w basenie zaszumiała głośno, a tuż po tym Hazz stał obok mnie i wycierał ręce.
- Nie chcę go czytać. - powiedział, gdy miał go już w ręce i przeczytał nazwisko nadawcy. Przedarł kopertę na pół i odłożył na stolik. Następnie wrócił do basenu. 
     Zostawiłam mu jeszcze kilka instrukcji i ruszyłam w stronę wyjścia. Wtem poczułam dłoń zaciskającą się na moim nadgarstku. Wiedziałam czyja to dłoń i gdzie się zaraz znajdę. Zdążyłam jeszcze przekląć i wpadłam do basenu.
- Jesteś dupkiem i palantem. - krzyknęłam w jego stronę, gdy udało mi się wynurzyć na powierzchnię. Szczęście chciało, że poziom wody sięgał mi do pasa.
- Nawet mokra jesteś brzydka. - stwierdził śmiejąc się, jak głupi kozioł. Wytknęłam do niego język. Miałam już plan na zemstę i zamierzałam ją wykonać bardzo szybko. Bez zbędnych celeregieli.
     Wyszłam z wody i wróciłam do stolika. Porwałam z niego ubrania Harry'ego i pognałam do drzwi. Słyszałam, jak mnie woła. Wypadł z hali basenowej, gdy ja dopadłam drzwi do hallu. Rzuciłam szybko okiem na drzwi wejściowe. Stało za nimi trochę fanek. Idealna sytuacja. Dobiegłam do wind. Akurat trafiłam do niej przed samym odjazdem, więc sylwetka gwiazdora w samych kąpielówkach, biegającego bo hotelu mignęła mi przez cienką szparę między dwiema częściami drzwi windy. W mig dotarłam na drugie piętro. Od razu biegiem ruszyłam stronę wielkiego balkonu na końcu korytarza. Wychodził tuż nad wejście, a co za tym idzie, na fanki! Pociągnęłam za metalową klamkę i znalazłam się na zewnątrz. Oparłam się o betonową barierkę. Pode mną stało kilkanaście dziewczyn z transparentami. Uśmiechnęłam się pod nosem. Witaj słodka zemsto!
- Hej dziewczyny! - krzyknęłam ich stronę. Te spojrzały na mnie i widocznie rozpoznały, bo zaczęły piszczeć i machać. - Która z was się pisze, na ubrania samego Stylesa?! - fanki zaczęły wrzeszczeć jeszcze głośniej. Szybko sprawdziłam kieszenie jego ubrań. Ich zawartość była całkiem imponująca.
- Ani mi się kurwa wasz! - usłyszałam znajomy głos chłopaka, który właśnie wyszedł z windy i biegł w moją stronę.
     Wyprostowałam się szybko i z wielkim uśmiechem zrzuciłam ciuchy z balkonu. Nastolatki rzuciły się na nie, niczym lwy na świeże mięso. Obserwowałam tę walkę przez kilka chwil, bo szybko zostałam dopadnięta przez właściciela owych łaszek i okrzyczana.
- Ciesz się, że przynajmniej uratowałam twoje telefony i karteczki z numerami jakich lasek. - posłałam mu najsłodszy uśmiech, na jaki było mnie stać i wyminęłam.
    Nasza gra nie należała do najprzyjemniejszych. Nieraz zdarzało się, że pewne rzeczy wymykały nam się spod kontroli. Lecz tego jednego razu przekroczyliśmy wszelkie granice. A było to...
Długo nie było, więc się zebrałam i napisałam. Chyba nie jest za długi, ale jest. Niedługo kończymy :)