Siedziałam w szatni. Moja zmiana już dawno minęła. Riley westchnął głęboko, gdy z podkrążonymi oczami stałam przed jego biurkiem. Dopisał numery moich pokoi do planów pokojówek z następnej zmiany i kazał mi iść do domu. Poszłam więc do szatni, usiadłam na ławeczce i siedzę tu dalej. Nie potrafię powiedzieć czemu.
Co kilka chwil przez pomieszczenie przewija się kilka dziewczyn. Nie zwracają na mnie uwagi, bo pchają ciężkie wózki i rozmawiają. Przeze mnie mają więcej roboty. Mogłam skończyć swoją robotę. Nie miałabym teraz wyrzutów sumienia.
Zastanawiałam się nad swoją reakcją. Uważałam, że jestem z tym pogodzona, że oni nie zrobią na mnie większego wrażenia, ale jak zawsze się myliłam.
Wstałam i podeszłam do umywalki. Wisiało nad nią małe lustro z białą, plastikową ramką. Spojrzałam w nie, lecz nie potrafiłam się w nim dostrzec. Owszem, moje odbicie widniało na tafli szkła, ale zamiast swoich oczu widziałam oczy obcej osoby. Tak jakby ktoś pozbawił mnie człowieczeństwa, a ja przecież wciąż byłam człowiekiem i miałam ludzkie odruchy.
Wyszłam z szatni do "biura" kierownika.
- Riley? - spytałam. Chociaż to na pewno był on. Zdawało mi się, że on siedzi za tym biurkiem całe życie.
- Słucham. - Mężczyzna spojrzał na mnie, odłożywszy pióro na podstawkę.
- Co mam robić? - szepnęłam. - Mam dość zaczynania od zera. - Riley odetchnął głęboko, uśmiechając się życzliwie.
- Nie zaczynaj od nowa za każdym razem, gdy wróci do ciebie przeszłość. Nie możesz uciekać całe życie - odpowiedział i wstał. Teraz był ze mną na równi. - Odwrócić się po prostu - zachęcił mnie.
Odwróciłam się natychmiast z nadzieją nastolatki, że on będzie stał za mną i będzie wszystko wiedział. A ja wpadnę mu w ramiona i bla, bla, bla.
- Widzisz to zdjęcie? - spytał. Przede mną, zamiast wyobrażonego Harry'ego, wisiało stare zdjęcie oprawione w ramę. - To Pariot w siedemdziesiątym szóstym, gdy zaczynałem tu pracę. Byłem jak ty. Moja rodzina była daleko ode mnie i to był mój nowy start. Poznałem wtedy Morganę. Chcieliśmy się pobrać. Ale z Ohio przyleciała Barbara z dzieckiem. Jak się okazało - moim dzieckiem. Musiałem odwrócić się do przeszłości, zostawić Morganę i zająć się tym co było ważniejsze.
- Barbara to wciąż twoja żona, prawda? - spytałam, wpatrując się z obrazek ze ściany, jak zaczarowana.
- Owszem. Chcę przez to powiedzieć, że ja od niej nie uciekłem. Och! Ona na pewno nie dałaby mi uciec - zaśmiał się. - I ty też nie powinnaś - zakończył.
Przez kilka kolejnych sekund wciąż patrzyłam na zdjęcie hotelu i śmiałam się ze swojej młodzieńczej nadziei. Następnie odwróciłam się do Rileya i spytałam:
- Zostały ci jakieś pokoje? - Mężczyzna podał mi malutką karteczkę. Podziękowałam i wróciłam do szatni.
***
Wypchnęłam wózek z windy. Byłam na piątym piętrze i szukałam pokoju 549. Skręciłam w prawo w zachodnie skrzydło Pariota. Pokój odnalazłam bardzo szybko. Był pusty i mały - idealny, bym zapomniała o ranku i mogła pomyśleć. Zostawiłam wózek na korytarzu, zabrawszy z niego ścierki. Postawiłam sobie za zadanie wysprzątać ten pokoik jak najlepszy apartament, więc się nie spieszyłam. Oddychałam głęboko, wdychając kurz, łaskoczący w nozdrza. Otworzyłam balkon wy wytrzepać pościel i zasłony. Nikt tego nie robił od dawna. Wróciłam do wózka po płyn do okien. Jakieś dzieci musiały bawić się piłką, bo słyszałam w oddali krzyki i wołania. Polerowałam właśnie ostatnią szybę, gdy rozległ się trzask, jakby ktoś lub coś zderzyło się z moim wózkiem. Zostawiłam szmatki i wyszłam z pokoiku.
To co zobaczyłam odkryło prawdę o dzieciach, grających w piłkę.
- Zostaw to - westchnęłam na widok Harry'ego zbierającego z ziemi stertę ręczników. Sama schyliłam się po nie. Chłopak przestał i wpatrywał się we mnie.
- Monick - szepnął. Nie zareagowałam, podniosłam ręczniki i ułożyłam je na wózku. Moje ciało chciało biec, chciało uciec od tej sytuacji. - Monick, muszę z tobą porozmawiać.
- Jestem w pracy - odparłam, idą znów do 549. Chciałam biec i wyskoczyć przez balkon.
- Wiem, że nie jesteś. Dzwoniłem do obsługi. Proszę, porozmawiaj ze mną. - Wszedł za mną do pokoju.
Stałam tyłem do niego, patrząc przez okno na miasto. Nie miałam już siły skończyć je myć. Nie, gdy on tu jest. Miała siłę jedynie na ucieczkę. W tej sytuacji nawet gdybym nie jadła i nie piła przez x dni, a ktoś co parę sekund przykładał mi pałką po ciele, na pewno znalazłabym siłę na ucieczkę.
- Chciałbym cię przeprosić, ale nie mogę tego zrobić, gdy nie patrzę ci w oczy. - Chciałam się go tak bardzo pozbyć, dlatego odwróciłam się. Przypomniały mi się słowa Rileya i to uczucie błahej nadziei jaką miałam. Lecz tym razem on naprawdę za mną stał. - Wiem, że zachowałem się jak dupek. Myślałem, że jestem taki dojrzały i że to ty masz się za lepszą ode mnie, gdy było na odwrót. - Spuścił głowę i wziął głęboki oddech. Kilka kosmyków spadło mu na policzki. - Rozumiem jeśli nie będziesz chciała mnie już więcej widzieć, ale wiedz, że nigdy w życiu nie spotkałem kogoś takiego jak ty. To były ciężkie chwile dla mnie, chciałem sobie pomóc na wszelkie sposoby, także kosztem innych. - Znów przycichł i nabrał sporo powietrza do płuc. - Nawet wtedy, gdy myślałem, że cię nienawidzę dawałaś mi coś co sprawiało, że było lepiej. Myślałem, że sam się naprawiam tą nienawiścią...
- Dałeś mi część siebie, myślę, że to w jakiś sposób nas łączy - powiedziałam nagle. Myślałam nad tym od dawien dawna, lecz nie spodziewałam się, że mu to powiem. Słowa jakby same wyślizgnęły się z moich ust. - Ale ty masz najtłustsze włosy jakie kiedykolwiek widziałam, więc i coś na różni.
Chłopak uśmiechnął się, więc ja też się uśmiechnęłam, ale żadne z nas nie odezwało się ani słowem. Przez głowę przebiegło mi kilka wspomnień sprzed dwóch lat, gdy go poznałam. Wyglądał zupełnie inaczej, normalniej. Teraz był strasznie przygnębiony, nawet gdy się uśmiechał. Niektórzy umierają w wieku dwudziestu jeden lat. Harry umarł.
- Chciałbym cię jeszcze kiedyś zobaczyć - szepnął kruchym głosem. Podniosłam zdumiona oczy. Czy on?
- Zobaczysz - odpowiedziałam. Głos zdążył osłabnąć od ostatniego przemówienia.
- Naprawdę będziesz chciała mnie jeszcze kiedyś widzieć?
- A mam inne wyjście? - spytałam.
I wtem nastoletni pierwiastek uaktywnił się, powodując moje zupełnie rozklejenie się i rozbicie na kawałki. Całe szczęście, że byłam już w ramionach Harry'ego bo pewnie rozkruszyłabym się jeszcze bardziej.
***
Witam państwa bardzo serdecznie w ten okropny styczniowy wieczór.
Czuję się bardzo źle, nie jestem w stanie się na niczym skupić, a głowa chyba zaraz rozpadnie się na milion kawałeczków. Przestałam liczyć kubki herbaty, które dziś wypiłam i zmarnowane chusteczki. Ale po co uczyć się chemii?!
Liczę, że nie rozczarowałam Was końcem opowieści. Jeśli w ogóle ktoś tu zagląda... Ale jednak tak sobie w to wierzę. Zostawiam Was z tym, a sama uciekam zrobić sobie trochę miejsca do spania na łóżku.
Do Epilogu :*
~Ja
- Chciałbym cię jeszcze kiedyś zobaczyć - szepnął kruchym głosem. Podniosłam zdumiona oczy. Czy on?
- Zobaczysz - odpowiedziałam. Głos zdążył osłabnąć od ostatniego przemówienia.
- Naprawdę będziesz chciała mnie jeszcze kiedyś widzieć?
- A mam inne wyjście? - spytałam.
I wtem nastoletni pierwiastek uaktywnił się, powodując moje zupełnie rozklejenie się i rozbicie na kawałki. Całe szczęście, że byłam już w ramionach Harry'ego bo pewnie rozkruszyłabym się jeszcze bardziej.
Witam państwa bardzo serdecznie w ten okropny styczniowy wieczór.
Czuję się bardzo źle, nie jestem w stanie się na niczym skupić, a głowa chyba zaraz rozpadnie się na milion kawałeczków. Przestałam liczyć kubki herbaty, które dziś wypiłam i zmarnowane chusteczki. Ale po co uczyć się chemii?!
Liczę, że nie rozczarowałam Was końcem opowieści. Jeśli w ogóle ktoś tu zagląda... Ale jednak tak sobie w to wierzę. Zostawiam Was z tym, a sama uciekam zrobić sobie trochę miejsca do spania na łóżku.
Do Epilogu :*
~Ja
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz