piątek, 28 grudnia 2012

Część trzecia: Dzwońcie, kłamcie, a ja powiem prawdę...

      - Przykro mi pani Moniko. - lekarz pokiwał smutno głową. - Od naszej ostatniej wizyty nie mam dla pani żadnych dobrych wieści.
- Zacznijmy od tego, że ostatnio widzieliśmy się trzy dni temu. - powiedziałam z sarkazmem. Po raz drugi w tamtym tygodniu zjawiłam na się dializie. Ręka jeszcze bolała mnie po ostatnim oczyszczaniu, a znów miałam dać się podpiąć do sztucznej nerki. Niestety dopóki nie znalazłby się dla mnie dawca  musiałabym jeszcze wiele razy tam przychodzić. Oby dwie moje nerki nie pracowały poprawnie. W dodatku o dawcę było wyjątkowo trudno. Byłam uziemiona w stolicy.
      Od mojego ostatniego spotkania z chłopakami minęło prawie pół roku. Kilka razy do mnie dzwonili, ale nasze rozmowy nie wnosiły nic nowego. Ich najnowsze zdjęcia krążące po internecie wyraźnie wskazywały, że są zmęczeni. Po powrocie do Wielkiej Brytanii od razu rzucili się w wir pracy. Harry'ego dodatkowo od środka niszczyła śmierć Davida. Styles tak samo, jak ja nie wiedział o chorobie. David nie powiedział nikomu co się z nim dzieje. Nawet rodzinie. Wydawało mi się, że on jest odpowiedzialnym człowiekiem. Że ma głowę na karku. Że wie, jak się zachować w każdej sytuacji. Tyle razy powtarzał mi co mam robić w razie jakiś okoliczności. Jednak własnych rad nie słuchał. Jak ja mogłam mu ufać? Zaciągnął mnie na wojnę i afrykańskie pola minowe, a ja, jak idiotka mu po prostu ufałam! Byłam jeszcze głupim dzieciakiem. Teraz to sobie uświadomiłam.
   Pewnego jesiennego dnia wracałam z pracy do domu. Szłam chodnikiem mijając skąpane światłami ulicznych latarni stare blokowiska. Było już grubo po 21, więc mijałam młodych ludzi, którzy ruszyli na podbój Warszawskich klubów i dyskotek. Kiedyś tak, jak oni w sobotnie wieczory wybywałam z mieszkania, aby się wyszaleć, ale teraz nie miałam na to, ani ochoty, ani siły, ani czasu. Znudzona widokiem graffiti, zeszłam z Grochowskiej do parku Szypowskiego. Pokucką trafiłam na Hetmańską, a potem skrótem pomiędzy blokami na Żółkiewskiego. Szara kamienica przywitała mnie skrzypem starych drzwi, a następnie odprowadziła na drugie piętro odorem kocich odchodów. 
     Nie miałam nic przeciwko tym zwierzakom. Prawdę mówiąc byłam kociarą, ale moja sąsiadka, która sprowadza do swojego mieszkania wszystkie bezdomne koty z naszego osiedla doprowadzała mnie do białej gorączki. Jak można w 20 metrach kwadratowych trzymać prawie dwadzieścia kotów? Kobieta już kilka razy dostawała nakaz od wynajemcy o usunięcie zwierząt, a wizyty straży miejskiej były dla nas codziennością. W końcu po wielu błaganiach wynajemca i my mieszkańcy zgodziliśmy się na nadprogramowych lokatorów w budynku, lecz pod warunkiem, że nie będą one załatwiać swoich spraw na klatce schodowej. Kobieta zapewniła, że kupi kuwetę. Na samych obietnicach się skończyło. 
     Klucz zgrzytnął w zamku i w ciągu ułamków sekundy jego mechanizm zadziałał i mogłam wreszcie wejść do swojej kawalerki. Mimo iż mieszkanie było małe to bardzo przytulne. Sprowadzając się tam starałam się urządzić je tak, aby ktoś kto odwiedza mnie pierwszy raz zostawił za sobą smutne osiedle oraz obskurną klatkę schodową i czuł się u mnie, jak w innym świecie. Na marne się trudziłam, bo rzadko zdarzało się, aby ktoś do mnie zawitał. Położyłam torbę na kuchennym blacie i wróciłam do przedpokoju, aby zdjąć płaszcz i buty. Rozłożyłam się wygodnie na kanapie, zamknęłam oczy i z przyjemnością cieszyłam się każdą sekundą w ciszy z dala od codziennego zgiełku i życia w dużym mieście. Czułam, że odpływam, że powoli wybieram się do krainy Morfeusza. Uśmiechałam się w duchu na samą myśl o słodkim śnie. Aż tu nagle moją własną chwilę zupełnej ciszy rozdarł dźwięk dzwoniącego telefonu. Niechętnie podniosłam się z legowiska po komórkę. Wygrzebałam ją z torby i wcisnęłam zieloną słuchawkę.
- Słucham? - wypowiedziałam swoją formułkę.
- Monick? Cześć tu Niall. - odparł głos po drugiej stronie.
- O hej blondasku. - zaśmiałam się i wróciłam na swoje miejsce na kanapie.
- Dawno z tobą nie rozmawiałem, więc pomyślałem, że warto to zmienić.
- Ja na twoim miejscu to wyłączyłabym telefon i zaszyła się na tydzień w jakimś ustronnym miejscu z butelką piwa. - poradziłam, jak to miał w zwyczaju David.
- Marzenia ściętej głowy. - westchnął Horan.
- No to gadaj co tam u was. - zarządziłam.
- Nic takiego. Podróżujemy, koncertujemy, nagrywamy...
- To to wiem. Chodzi mi o wasze samopoczucie. - przerwałam mu.
- Jak zawsze wszystko w porządku.
- Nie kłam. Widać po zdjęciach, że jest z wami nie tak. Powiesz o co chodzi?
- Wszystko jest w jak najlepszym porządku. Lepiej powiedz to u ciebie.
- Nie zmieniaj tematu Nialler.
- Och... Przepraszam. Jest mi ciężko. Jestem zmęczony. Wszystko mnie boli. Mam chrypę i nikogo komu mógł bym się wyżalić. - jęczał.
- Znam ten ból. - zasmuciłam się.
- Słuchaj. Co powiesz na to, abyś przyjechała do mnie, do nas... - poprawił się. - Na wakacje? Ty odpoczniesz, ja odpocznę. Z resztą mówiłaś, że chciałabyś zwiedzić trochę Anglię.
- Niall, dziękuję ci za propozycję, ale chyba nie ma takiej opcji... - odparłam i przełknęłam nerwowo ślinę. Naraz przypomniało mi się, że jutro mam kolejną dializę.
- Dlaczego? - zdziwił się. Nie chciałam go okłamywać, więc opowiedziałam mu prawdę. Do teraz zastanawiam się, czy to była najlepsza, czy najgorsza decyzja w moim życiu.
     Zawsze miałam problemy z trzymaniem języka za za zębami. Gdybym wcześniej ugryzła się w język prawdopodobnie miałabym jeszcze pracę. Jednakże cieszę się, że wygarnęłam temu gburowi. Od dawna czepiał się mnie o nie wiadomo co. A o papier w drukarce, a o nie wylogowanie się, a o głupie krzesło stojące nie tam gdzie on je postawił. Tym razem zadarł z nie właściwą osobą i w nie właściwym czasie. Miał wielkie szczęście, że byłam świeżo po oczyszczaniu i nie mogłam prostować ręki, bo jeszcze przyszłoby zbierać mu swoje zęby z podłogi. Tak, to prawda. Czasami mam problemy z opanowaniem emocji i już wiele razy miałam przez to kłopoty. Na przykład miałam parę razy problemy z nauczycielami i raz z pewnym dowódcą wojskowym. Nikt nie mówił, że skoro jestem niskim i lekko niezdarnym dzieciakiem nie będę walczyła o swoje. To chyba normalne, że będę, jak lwica bronić swoich przyjaciół? Prawda Grzesiu?
     Pociągnęłam klamkę drzwi, lecz te ani drgnęły. Próbowałam je popchnąć ramieniem, ale to nic nie dawało. Jak można być, aż tak skąpym człowiekiem? Drzwi, które się zacinają i w ogóle są z nimi same problemy nie zostaną wymienione, bo właściciela tej zacnej strony na nie nie stać. Większego kłamstwa nie słyszałam. To naczelny może 4 razy do roku latać na Hawaje, a na głupie drzwi to pieniędzy nie może wydać? Zrobiłam dwa kroki w tył i z całej siły kopnęłam w drzwi, które wreszcie otworzyły się i z hukiem uderzyły w drewniany regał stojący obok. Weszłam do środka pomieszczenia i rzuciłam swoje rzeczy na stół. Zmierzyłam wzrokiem pokój i wzięłam głęboki oddech. Spędzę tu następne 8 godzin - myślałam. Zdjęłam płaszcz i przewiesiłam go przez oparcie krzesła. Z torby wyciągnęłam aparat i wyjęłam z niego kartę pamięci. Zaśmiałam się pod nosem na samą myśl o wszystkich dyskietkach, z których zgrywałam zdjęcia z trasy chłopaków. Przez głowę przewinęły mi się wszystkie wspomnienia z nimi związane. Od tragicznego początku do tragicznego końca. Spojrzałam na komputer przy, którym jeszcze parę miesięcy temu pracował David. Teraz byłam sama. Nie miałam jego, nie miałam nikogo. Byłam sama, jak palec w tej głupiej stolicy. Odpędziłam się od tych bezsensownych myśli i zabrałam się do pracy. 
     Po pewnym czasie mozolnego męczenia się z twarzą Sochy usłyszałam z korytarza wołanie. Odepchnęłam się od biurka i pomagając sobie jedną ręką, wyjechałam na obrotowym krześle do sali, do której zwoływano pracowników. Przewróciłam oczami na sam widok Grześka stojącego przy rzutniku. Nie lubiłam go, ale to już wiecie.
- Chodźcie, chodźcie! Mam dla was coś świetnego. - wymachiwał rękami. Obok mnie stała Małgośka. Pociągnęłam ją za rękaw.
- Psst. Ej. O co mu chodzi? - szepnęłam.
- Ma jakieś newsy o tych twoich kolesiach. - odpowiedziała. O One Direction? To wróżyło tylko same kłopoty. Grzesiek ich nie lubił i podkreślał to na każdym kroku czym mnie bardzo wkurzał.
- Patrzcie na te zdjęcia. Moniczko, ty szczególnie. - zaśmiał się perfidnie i wskazał na mnie palcem. Wstałam, aby lepiej widzieć ten jego żałosny pokaz slajdów. Zacisnęłam mocno zęby, a dłonie złożyłam w pięści. Zmarszczyłam nos i pokręciłam przecząco głową. Pożałujesz - pomyślałam. I ruszyłam w jego stronę.
- Myślisz, że jesteś taki mądry?! - rzuciłam w jego stronę. Odwrócił się do mnie zdziwiony. Chyba nie spodziewał się, że się mu postawię, bo nigdy tego nie robiłam.
- Owszem. Wreszcie znalazłem haczyk na tych twoich lalusi. - uśmiechnął się cwaniacko.
- Tak? Co niby? Jestem bardzo ciekawa.
- A ty co? Tylko udajesz taką głupią. Nie widzisz, że oni są ćpunami? Z daleka widać, że coś biorą. - o nie! Nie tym razem! Już po tobie! Zrobiłam kilka kroków bliżej niego.
- Zgrywasz się? Myślałam, że, jak się nosi okulary to lepiej się widzi, ale w twoim przypadku jest chyba na odwrót.
- Co masz na myśli? - udawał zdziwionego.
- A to, że oni wcale nie ćpią! Oni są zmęczeni! Ile można tak żyć? Prawie codziennie koncerty, czasem nawet dwa! Wywiady, nagrania, podpisywanie płyt, sesje zdjęciowe i spotkania z fanami... A gdzie miejsce na życie? Zastanów się debilu zanim kolejny palniesz taką głupotę. - wykrzyczałam w jego stronę. Nie obchodziło mnie, że obserwuje mnie cała redakcja i naczelny. Należało mu się i tyle. Odwróciłam się na pięcie i przepychając się przez grupę zgromadzonych tam osób, zostawiałam Grześka za sobą i wróciłam do swojego biurka. 
     Po godzinie Małgośka przyniosła mi jakąś kartkę od naczelnego. Jak się okazało - wymówienie. Powód zwolnienia: Cięcia budżetowe. Tak, na pewno w to uwierzę. Nie pozostało mi nic innego, jak zabrać swoje rzeczy i wrócić do domu. Wychodząc z biurowca minęłam się z Grześkiem. Jestem pewna, że on za tym stał. Był pupilkiem naczelnego. Posłałam mu tylko złowrogie spojrzenie, podniosłam dumnie głowę i poszłam w swoją stronę. Pieprzony hipster! Właśnie straciłam pracę. Nie mam za co zapłacić rachunków, kupić jedzenia, ale nie żałuję. Wręcz się cieszę! Czuję się, jakbym zamknęła za sobą pewien rozdział w swoim życiu. 
     Teraz wiem, że słusznie.
     Światło przejeżdżającego samochodu na chwilę oświetlił nikłym światłem pokój, a także moją twarz opartą policzkiem o zimną szybę. Przysłuchiwałam się swojemu własnemu oddechowi. Był spokojny, wolny i przeciągły. Wzrok utkwiłam w księżycu wysuwającym się powoli zza blokowisk. Przyzwyczaiłam się już do jego towarzystwa. Był ze mną każdego wieczora. To jemu mogłam się wypłakać, wyżalić i podzielić wrażeniami z minionego dnia. Może zachowywałam się, jak dzieciak, lecz taka już moja natura. Od zawsze byłam inna niż inni. Trochę dziwaczna, z nietypowymi upodobaniami. Na przykład: zawszę macham do lecących samolotów, co na lotnisku jest dość uciążliwe. Albo chodzę tylko po białych pasach na przejściu dla pieszych. Mam takie swoje zasady, których się trzymam i rozmawianie z księżycem do nich należy. Chwyciłam do ręki kubek z kakao, a ciepły dreszcz przeszedł moje ciało. Upiłam łyk i odstawiłam naczynie z powrotem na parapet, na którym też siedziałam. Odgarnęłam grzywkę z czoła i wsunęłam sobie kolana pod brodę. Siedziałam tak jakiś czas rozmyślając o wszystkim i o niczym, gdy usłyszałam dzwonek telefonu. Leżał tuż obok mnie, więc sięgnęłam po niego i odebrałam.
- Cześć Monick. - przywitał się Liam, którego rozpoznałam po głosie.
- Hej. Co się dzieje, że tak nagle wszyscy zaczęliście do mnie dzwonić?
- Przecież jesteś naszą koleżanką, prawda? A tak w ogóle to Niall mówił, że można ci się wyżalić, więc pomyślałem sobie...
- Spoko. Ciocia Monick wszystkich wysłucha. - zaśmiałam się.
- Bo jest taka jedna sprawa. Chodzi o mnie i Danielle... - zaczął. Przysłuchiwałam się mu w ciszy, dokładnie analizując każde słowo. Jego wywody trwały prawie dziesięć minut, a ja już po czterech wiedziałam co się dzieje. Jednak jako, że przez ostatnie półtora roku pracowałam z zawodowymi dziennikarzami wiedziałam, że dobry słuchacz słucha do końca.
- Liam, nie wiem, jak można być takim głupim. - zakpiłam.
- Coś sugerujesz? - po jego głosie zorientowałam się, że w ogóle nie zrozumiał sensu mojej wypowiedzi.
- Tak! A czy do głowy nie przyszło ci czasem, że Daniell może być w ciąży?
- Co? - chyba miała coś w buzi, bo zaczął kaszleć, jakby się dławił. Po chwili dodał. - Że co?
- Wszystko co mi powiedziałeś na to wskazuje, lecz nie jestem lekarzem i mogę się mylić. Jeśli chcesz się w tym upewnić to w jakiś delikatny sposób uświadom jej, że chciałbyś mieć dzieci, czy coś. Tylko nie tak wprost, bo się obrazi. I pamiętaj! Ja nie mam z tym nic wspólnego.
- Heh. Dzięki. To mi poprawiłaś humor. A tak w ogóle to mam do ciebie jeszcze jedno pytanie.
- Ale szybko, bo się trochę śpieszę. - skłamałam.
- Do pracy pewnie. Należą ci się wakacje. - pouczył mnie.
- Już nie mam pracy. - stwierdziłam sucho.
- Co? Czemu? - lubię jego zdziwiony głos.
- Powiedzmy, że za bardzo was lubię. No co to za pytanie? - pośpieszyłam go.
- Jaką masz grupę krwi?
- B Rh- , a tak w ogóle to po co ci to wiedzieć? - zaskoczył mnie tym pytaniem. Ciekawe, co mu przyszło do głowy?
- A tak się tylko pytam. Zbieram listę osób, które będą mogły mi pomóc, jak będę się wykrwawiał na śmierć. - oparł pospiesznie i rozłączył się. Wzruszyłam tylko bezradnie ramionami i powróciłam do swojego ostatniego zajęcia.

knykcioo 
knykcioo 
Nie wiem, czy istnieje ten skrót między blokami. Nie wiem, czy jest taka kobieta od kotów, nie wiem też nic o śmierdzącej klatce schodowej. Gdy będę miała okazję być w Warszawie - sprawdzę to.
CUKLAWKI

8 komentarzy:

  1. Ollie założyłaś jeszcze jednego bloga? Zaraz chyba oszaleję ze szczęścia! Powiedz mi kiedy ty na to wszystko znajdujesz czas?

    Chciałabym pisać kiedyś chociaż w połowie tak rewelacyjnie jak ty. Twoje teksty zawsze wyglądają tak, jakbyś pisała je z łatwością, tak lekko, jak zawodowiec. I jestem pewna, że jak już wrócisz tego zakichanego Hollywood to NA PEWNO napiszesz jakiś bestseller. A ja wtedy niczym Bolt w reklamie karty kredytowej rzucę się prosto do warszawskiego empik'u/a (nie mam pojęcia jak to się odmienia!) i wykupię pierwszy egzemplarz!
    Jesteś cudowna Ollie!

    OdpowiedzUsuń
  2. oo super że nowy blog jest ! piszesz genialne opowiadania, chyb wszystkie Twoje blogi czytam a może o jakims nie wiem...? sa rewelacyjne ! i super że tak szybko napisałaś. czekam na nexta

    OdpowiedzUsuń
  3. Z tym ostatnim fragment coś czuję ,że chodzi o jej nerkę.
    ( później lepiej skomentuję.)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ok. Teraz się bardzo , ale to bardzo skupię i porządnie skomentuje. Z początku ta treść do mnie nie dochodziła. Czytałam a jednak nic nie rozumiałam. Dziwnie obserwowałam tekst. Potem coś do mnie doszło. Zmiana ? A może lepsze zrozumienie ? Najbardziej wpoiłam rozmowy. Może to winna nie wyspania. Monika to bardziej dziwna istotka. Ma swoje zasady ale czasami też je łamie. Prawda wyszła jej na dobre.
    Ona wyleczy się.
    Ona pojedzie z nimi.
    Ona zakocha się.
    Niech będzie sobą.

    OdpowiedzUsuń
  5. uwielbiam ten blog!! czekam na następną część :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Ja również czekam na nastepną część :))
    pozdrawiam :)
    AMinka

    OdpowiedzUsuń
  7. Jak ty to wszystko ogarniasz...... Wielki ukłon w twoją stronę.

    Boję się zastanawiać, co ta piątka wymyśli.
    Chciałabym by Danielle była w ciąży to byłoby takie fingeugwcnfcyrmbfxywrc4f8yx *-*


    Twoje blogi są niezwykłe, bo widać, że wkładasz w nie wiele z siebie i masz plan na nie :)

    Mam nadzieję, że niedługo dodasz coś, ponieważ te opowiadanie wzbudziło we mnie wieeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeelką ciekawość ♥

    OdpowiedzUsuń
  8. [spam]
    Jessica, Sophie i Emma to trzy różniące się od siebie przyjaciółki. Każda z nich boryka się ze swoimi problemami, które nie różnią się od problemów przeciętnych nastolatków, aż do pewnego spotkania. Czy chłopcy z One Direction zmienią ich życie? Czy pozwolą by ich troski znikły? Czy pomogą im w trudnych chwilach? Czy zostaną z nimi na zawsze? Czy los się do nich uśmiechnie? Na te oraz inne pytania odpowiedź znajdziesz na http://doyouknowiloveyou1d.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń